Chrzest komercyjnego motosailera
27.10.98
Zupełnemu zbiegowi okoliczności zawdzięczam obecność na uroczystości chrztu motosailera "SAGITTARIUS", który odbył się 24 października przy nabrzeżu "Shipyard Maritim Europe" na gdańskiej Przeróbce. Chrzczono i oblewano zbudowaną dla polskiego armatora jednostkę o długości 20,5 metra, dwumasztową (kecz - 160 sq m) z dwoma silnikami po 106 KM każdy. Ma wozić ludzi za pieniądze po Karaibach za umiarkowane pieniądze czyli po 80 dolarów za łebka za dzień. Armator o dziwo zarejestrował jednostkę pod polską banderą co wzbudziło zdumienie ale tylko wśród ludzi, którzy wiedzą czym to pachnie, przynajmniej teraz.
Etatowym kapitanem został Ryszard Wabik, kaphornowiec, obieżyświat honorowany już różnymi nagrodami. Jak wspomniałem moja obecność była przypadkowa, nikt mnie oczywiście na tą celebrę nie zaprosił. Słusznie, bo i po co? Po prostu było to po drodze z mojego jachtklubu w Górkach i tam mi wyznaczył spotkanie Krzysztof Baranowski. Jacht, jak jacht. Duże bydlę nie wzbudziło mego zainteresowania bo z tego samego powodu nie interesuję się np. piękną panią Scorupko. Gości było mnóstwo, piwa, mięsiw, bigosu itd także - stąd pewnie taka frekwencja mimo mglistej, wilgotnej pogody. Licznie stawili się notable, żeglarskie władze i eksperci. Wysłuchałem wiele opinii, często zupełnie przeciwstawnych o projekcie, koncepcji Konferencji "Żagli" i Baranowskiego w Warszawie, o pozycji żeglarstwa polskiego oraz o ... herezjach, które zamieściłem w 9 numerze naszego miesięcznika. Jeden z ważnych gości oburzył się na tezę o mizerocie polskiego żeglarstwa morskiego wskazując na nieprzebrane bogactwo niezwykle doświadczonej i wysokokwalifikowanej kadry (kapitańskiej oczywiście) ...... Zapoznano mnie przy okazji z oceną kwalifikacji prelegentów na warszawską konferencję i wytycznymi polityki jaką powinniśmy prowadzić w stosunku do jachtingu europejskiego. Zwiedzano ochrzczoną jednostkę wymieniają "bardzoprofesjonalne" uwagi. Nie dałem się sprowokować - zbywając pytania że znam się tylko na łódkach do 9,15 m długości. Gdyby nie dobre mięso, piwo i kilku fajnych facetów uznałbym te 2 godziny za stracone. Mieli więc racje ci, którzy nie zaprosili na fetę niżej podpisanego współpracownika "Żagli" na Wybrzeżu. Przepraszam, znalazłem się tam tylko przypadkiem.

JERZY KULIŃSKI